Strony

niedziela, 30 września 2012

Vivienne w Paryżu

źródło: style.com
źródło: illamasqua.com


Tak mi się jakoś skojarzyło podczas oglądania zdjęć z paryskiego FW... U Vivienne Westwood modelki miały na twarzach namalowane serca, trochę niedbale (zatroszczyli się o to makijażyści MACa z Terrym Barberem na czele). Od razu przed oczami pojawiło mi się jedno z moich ulubionych promo picsów firmy Illamasqua. Powrót do baroku ;)

sobota, 29 września 2012

Dior Kolor!

Fashion Week jest już w Paryżu. U Diora nie przykuwało tylko to, że kolekcja na wiosnę i lato 2013 to pierwsza kolekcja pret-a-porter stworzona przez Rafa Simonsa. Dla mnie ważne było to, że modelki malowała Pat McGrath. I jak zwykle nie było to zwyczajne malowanie :) Pastele rządzą!

zdjęcia ze style.com

środa, 26 września 2012

Bits & Pieces

Zestaw jesienno-zimowy:

Płaszcz
hm.com/pl


I buty
 Botki Bronx Mette 43643
butyk.pl




A jakie Wy macie typy garderobiane na nowy sezon? :)

Zmywające combo

Do demakijażu/mycia twarzy nie używam wody, za bardzo wysusza mi skórę. I o ile na sesjach używam przeróżnych chusteczek do demakijażu, albo dla dzieci (ściągają makijaż lepiej niż te do demakijażu), to na sobie stosuję ukochane i przetestowane combo:


Micel Bourjois (teraz w promocji Rossmanna za 10 zł z groszami) świetnie i bez podrażnień ściąga cały makijaż z twarzy, a tonik nagietkowy w przeciwieństwie do reszty toników, nie tylko Ziaji - naprawdę robi różnicę. Koi i rozjaśnia skórę, łagodzi zaczerwienienia i jest po prostu genialny. Dodatkowo kosztuje niewiele ponad 5 zł.
Na to krem - i można tworzyć :)

wtorek, 25 września 2012

Inspiring - MUFE Holiday Holodiam collection

Na dobry początek kolekcji świątecznych :) Rzęsy są piękne!

Make Up For Ever Holiday 2012 Holo Diam Collection Products Make Up For Ever Holodiam Holiday 2012 Collection   Sneak Peek
zdjęcie z www.chicprofile.com
 Film promo znajdziecie tu: MUFE Holodiam 2012. Szczerze mówiąc myślę, że Diamond Powdery z MUFE to jedne z lepszych glitterów. Są pyląco drobne, i mają niesamowity połysk. Tylko - jak zwykle - ta cena...nie myślę o niej na razie, szkoda zdrowia. Produkt wygląda powalająco - nie dość, że kolory tych glitterów są piękne, to jeszcze dają efekt holograficzny. Już się nie mogę doczekać :)

poniedziałek, 24 września 2012

Testowa wishlista :)





Jest kilka marek, z którymi nie miałam za dużo lub wcale do czynienia, mimo najszczerszych chęci. Jedną z takich, której produktami chętnie pobrudziłabym pędzle, jest Becca.
Dystrybutor na Polskę to perfumeria GaliLu, ceny niestety powalają. Pewnie jakiś wpływ ma na to, że produkty marki Becca pochodzą z kraju kangurów :) Założycielka marki, Rebecca Morrice Williams, nie mogła znaleźć idealnego podkładu, więc stworzyła go sama. Zaczęło się od produktów do cery, teraz asortyment jest szerszy. Co konkretnie przykuło moją uwagę?
Beach Tint - Grapefruit Beach tint, czyli róż w żelu w formule 'stain', dostępny w 7 kolorach.

 
Line & Pore Corrector






Korektor maskujący pory i drobne zmarszczki, skład co prawda pęka w szwach od silikonów, chętnie sprawdziłabym, czym różni się od bazy DAXa ;)

Shimmering Skin Perfector - Topaz






 Osławiony w sieci Shimmering skin perfector, cztery odcienie do wyboru.




Kilka obrazków:
becca cosmetics


Ktoś coś? :)



sobota, 22 września 2012

Testing, testing














Bardzo podoba mi się zdjęcie po lewej. Postanowiłam odtworzyć look na sobie, żeby przetestować kilka produktów, głównie pigmenty MACa, paletkę Acid firmy Sleek, kredkę MUFE Aqua Lip 17C i pomadkę Chanel Sari Dore.









Już dawno doszłam do wniosku, że nie lubię malować siebie. Myślę, że mój własny makijaż będę pokazywać tylko na zasadzie "księgowania", jak kto woli testowania. Muszę znaleźć sobie nadworną modelkę, żeby się tu więcej nie uzewnętrzniać. Jakieś chętne? :)

piątek, 21 września 2012

Zawsze pod ręką

Uwielbiam oglądać zdjęcia. Kolory faktury, kadry, scenografia... wiadomo. Oglądanie magazynów przerywane jest okrzykiem: "muszę zrobić coś takiego!". To samo dotyczy stron internetowych, tmblra, czy klikanie instagramowych linków na twitterze. I choć folder na makijaże w komputerze pęka w szwach, mam na podorędziu kilka książek i gazet. Pokażę Wam co leży na stoliku pod ręką, w gotowości ratowania w przypadku pustki w głowie.
 Najpierw gazety. Wow to magazyn wrocławski, wychodzi trochę nieregularnie i niskonakładowo, ale ma bardzo ładne i pomysłowe sesje zdjęciowe.
Harper's Bazaar, jedno z bardziej znanych czasopism modowych. Jesienią ma pojawić się polska jego wersja, na początek podobno limitowana. Jestem go bardzo ciekawa. Na zdjęciu edycja brytyjska, skusiła mnie Keira, ale o okładce już było, przy okazji trendów makijażowych.
Również brytyjski Vogue. Co tu dużo mówić, jeden z must have'ów. Ale przeglądając różne międzynarodowe wydania, doszłam do wniosku, że najbardziej bliskie mojej stylistyce jest wydanie francuskie. W UK ceny Vogue (niemal niezależnie od języka) i Harpera to ok. 4 funty. Czyli trochę ponad 20 zł. O polskich cenach wersji z importu nie napiszę, bo nie wypada :>
Na zdjęciu znajdują się jeszcze dwie pozycje. Książka Rae Morris 'Make up The ultimate guide', która ma też polskie wydanie i tajemniczy niebieski segregator :).
Rae Morris to makijażystka z długim stażem i bogatym portfolio (szczególnie pod względem "gwiezdnym"). Fotografie w książce podobno nie zostały skalane photoshopem, oprócz tego podoba mi się tutorialowe podejście do makijaży - zdjęcia kolejnych etapów z osypanymi cieniami i brokatem są bardzo przekonywujące. Do tego jasno wyłożone konkretne informacje, znana twarz w postaci Mirandy Kerr i hit murowany. Mi najbardziej podobają się fragmenty o sztucznych rzęsach i demonstracja ich wpływu na efekt końcowy makijażu oraz rozdział o konturowaniu - jeden z bardziej czytelnych.
Na koniec niebieski segregator. Jak już pisałam, lubię mieć wersje papierowe, materialne makijaży, które mi się podobają. I właśnie w takiej formie trzymam wyrywki i wycinki gazetowe. Posegregowane są według typów (np. statement lips czy makijaż graficzny), więc łatwo znaleźć pomysły na konkretne działanie.
Prawy górny róg pokazuje jeden z ulubionych makijaży z segregatora - matowe czerwone usta w ciepłym odcieniu, na oku równocześnie lekko połyskujący niebieski cień. Mistrzowskie zestawienie do rudych włosów.
Jeszcze dwa tomy. Po lewej - "Make up is art"
od firmy AOFM pro (zawiera lokowanie produktu :D). Jest tam dużo zdjęć makijaży nie do codziennego użytku, w wersji pro, autorstwa różnych makijażystów. Opisywane są z grubsza techniki, a także wskazówki branżowe. I choć jest tam kilka perełek, nie mam przekonania do tej książki.
Ostatni tytuł jest moim faworytem. Nie jest odkrywczy, zawiera jedynie produkty jednej marki. Mowa o NARSie, stworzonym przez Francois Narsa, książka nosi tytuł "Make up your mind: express yourself". Całość jest podzielona na grupy wiekowe, zaczynając od osób 20-letnich, na 60-latkach kończąc. Na jednej stronie jest zdjęcie bez makijażu, na drugiej - zdjęcie po metamorfozie. Między stronami znajduje się przezroczysta wkładka, zawierająca mapkę rozłożenia produktów na twarzy modela. Zdjęcia wykonywane są w identycznym ustawieniu i świetle, więc można pobawić się w "znajdź kilka różnic". Książka idealnie pokazuje, co można zrobić makijażem. Serdecznie polecam!


czwartek, 20 września 2012

Pachnąco...

Trendy jesienne mniej więcej znamy, a co ze stałymi elementami każdej jesieni? Zmieniamy produkty pielęgnacji twarzy (jacyś chętni na kwasy?), garderobę... i zapachy.  Ta pora roku jak dla mnie kojarzy się z lasem i grzybami (mało romantycznie), butwiejącymi liśćmi (jeszcze ciekawiej) i wilgocią w powietrzu. Ale nuty w perfumach lubię te same od kilku jesiennych sezonów.
Zaczęło się od drzewno-korzennych Sensuous od Estee Lauder. Pokochałam je jak tylko się pojawiły, mam do tej pory. Po krótkim romansie z ich nowszą wersją Noir (bóle głowy), wróciłam do klasyka, a potem odkryłam troszkę podobną wersję wytrawniejszą...
Padparadscha firmy Satellite to zapach niszowy, na pewno przez to, że nie jest łatwo go dostać w perfumeriach. Jest też specyficzny. Jak dla mnie ma w sobie coś z Sensuous, ale na pewno bez jego miodowej i słodkiej otoczki. Do tego bardzo dużo pieprzu i według mnie - dymu. Design butelki trochę kojarzy się z orientem, może to sugestia nasuwająca się dzięki nazwie - Padparadscha to nazwa szafiru pochodzącego ze Sri Lanki, w odcieniu pomarańczu lub różu.
Powielające się w tych dwóch zapachach składniki to pieprz, drzewo sandałowe i ambra.








Kolejny zapach jest bardzo kobiecy i - mówiąc szczerze - odurzający. Mowa o Idylli Eau Sublime od Guerlain. To również moja miłość od pierwszego spotkania, bardzo niezrozumiała przez moich znajomych. Może się bowiem kojarzyć z babcinymi wodami kolońskimi sprzed kilkudziesięciu lat.
Jest w niej róża. Róże. Dużo róż. Trochę owoców, ambra... i róże :) Nie wydaje mi się, żeby był to bardzo komercyjny zapach, ale ma w sobie to coś.








I znowu Guerlain. Piękna butelka, ciekawa zawartość. Z tym zapachem musiałam się oswoić, jest inny, niż wszystko. Na mnie brzmią praktycznie tylko nuty hesperydowe, zielone i świeże, ale dołączona do nich wanilia sprawia, że mimo świeżości jest w tym zapachu słodycz i nawiązanie do klimatów orientalnych - bo Shalimar to właśnie Orient. I o ile tą wersję lubię, to ta wcześniejsza jest dla mnie nie do zaakceptowania, choć butelka jest piękna ;)









A na koniec kwiatowy słodziak o długiej nazwie - Ange ou Demon Le Secret elixir. Zawiera dość dużo cytrusów, jednak dodatek jaśminu, paczuli i wanilii sprawia, że zapach jest intensywny i zmysłowy. Używałam go również zimą, stąd jest najbardziej wyeksploatowany ze wszystkich. Jest też niewymagający, zawsze się z nim dobrze czuję, co w przypadku trzech poprzednich nie jest takie oczywiste.

Zapachy te idealnie nadają się na chłodniejsze dni, do swetra i cieplejszego szala (kolejny jesienny must have). Kto wie, jaki zapach będzie następnym ulubieńcem na jesień. Mam już pewne typy... 


Inspiring - MAC promo pictures

Jednymi z najbardziej oczywistych inspiracji dla każdego, kto interesuje się makijażem, są zdjęcia promocyjne sezonowych kolekcji. Owszem - zawierają i określają najnowsze trendy, pokazują kunszt MUA pracujących z marką, ale także pokazują fenomenalne przygotowanie pod względem scenografii, gry światła, kolorów i konwencji zdjęć beauty. Serdecznie polecam szczególnie zdjęcia jednej z moich ulubionych marek - MAC cosmetics. Poniżej wklejam zdjęcia, które skradły mi serce - nie tylko pod względem technik makijażowych czy innowacyjnych pomysłów na look, ale perfekcyjnego zgrania wszystkich elementów wymienionych wcześniej. Wszystkie zdjęcia pochodzą z internetu, mam je jednak zapisane na dysku, lubię je przeglądać od czasu do czasu, dla odświeżenia.








Mój absolutny faworyt - kolekcja High Tea z grudnia 2004. Zdjęcie kojarzy mi się z Japonią (herbata i printy w tle). Niesamowite umieszczenie pełnego zestawu herbacianego na głowie modelki jest świetny :). Oprócz tego - fenomenalny pomysł z herbatą wylewającą się z serwetki, szczególnie w połączeniu z połyskującą - jakby mokrą - cerą. Podoba mi się także dobór kolorów - oliwki, brązy, zielenie - wszystko w ciepłych odcieniach, plus mocny róż na policzkach - to, co lubię najbardziej ;)



Styczeń 2007 i kolekcja z korektorami. Nie mam pojęcia, czy - i ewentualnie w jakim stopniu - przy powstaniu tego zdjęcia promocyjnego wykorzystano photoshopa :) Dobór modelki genialny - brak wyraźnego zagłębienia powieki dał miejsce do malowania. Do tego piękne usta. No i motyw dopasowywania puzzli - szczególnie w kontekście trójkolorowych palet korektorów, które zostały w tej kolekcji wypuszczone, każdy mógł znaleźć coś dla siebie, ewentualnie wymieszać swój odcień - to lubię ;)
 Kolekcja pomadek z września 2008, wprowadzająca nowe wykończenie szminek - cremesheen. Uwielbiam makro kadr, pokazujący usta i paznokcie w identycznym kolorze (trend, który pojawia się i znika w obiegu trendsetterek), oraz element łączący całość - słuchawka dopasowana do obu. Miałam kiedyś podobny telefon w ohydnym odcieniu wypłowiałej oliwki, teraz powiem szczerze - tęsknię za telefonami stacjonarnymi ;)
Blada cera tworzy piękne tło dla brzoskwiniowego różu.



 Tonacje cielistoróżowe pojawiają się też tu - w kolekcji Studio mists (wrzesień 2006). Bardzo podobają mi się mini kryzy okalające twarz. Co do makijażu - z jednej strony mistrzowski 'make up - no make up', z drugiej mocniejszy makijaż w odcieniach różu, śliwki i brzoskwini, podkreślający urodę modelki. Dokładnie zakamuflowane piegi, widoczne po prawej stronie, uczesana brew, lekko powiększone usta i podkreślone policzki (cudne!). Kontrast jest spory, ale obie części idealne - najlepiej patrzeć tylko na jedną część twarzy, zasłaniając drugą, łatwiej wyobrazić sobie całą twarz w wybranej konwencji ;)




I kolejne ze zdjęć, które powoduje u mnie natłok myśli i pomysłów. Zabawa światłem i cieniem w czarno-białej konwencji i mnóstwo linii w kolekcji Lash&Dash - zarówno od stroju, jak i - oczywiście - rzęs. reszta delikatna, brak czegoś wyrazistego na powiekach i ustach (oprócz lekko połyskującego błyszczyka w kolorze nude). Kwintesencja prostoty i ekstrawagancji jednocześnie :)


Na koniec dwa zdjęcia w konwencji lat 50.-60.




 Jedna z nowszych kolekcji (wrzesień 2012), promujących cienie, róże i błyszczyki formuły prolongwear kolekcja Office hours. Sekretarka i fashion victim jednocześnie (rozjaśnione brwi, paznokcie ombre, włosy z pasemkiem w kolorze 'niezdrowym'), w biurku której dużo MACowych przyborów biurowych. Przygarnęłabym całość, nie wyłączając spinaczy i kalkulatora. Sklepy papiernicze często poprawiają mi nastrój lepiej niż kosmetyczne :)


Na koniec mała zapowiedź, polecam poradzić się wyszukiwarki w sprawie kolekcji grudniowej na zimę 2012. Glamour Daze zdjęciem promocyjnym przypomina mi troche kombinację Lany del Rey i amerykańskiej gospodyni domowej z lat 60. Znowu róż, kreska na powiekach i usta zupełnie nude. Podoba mi się manicure - trochę słodki, trochę rockowy, na czarnym tle plama mięty... nasuwa mi się powiązanie z chanelowym manicure z wiosennego pokazu tego roku.

wtorek, 18 września 2012

A może backstage? pt.2.

Sesja niedawna, we współpracy z MUA Mają Lewicką, zdjęcia autorstwa Agaty Sobczak-Szyc. Modelka Marysia Czarnik, MUA: Marta B. Całość tworzona na posesji Studia Kwadrat.
 Nic więcej nie powiem :)


Z cyklu: How it's made :)



Ze względu na to, że muszę oszczędzać miejsce w mojej Zuce, pozbawiam (prawie) wszystkie produkty opakowań zewnętrznych. Później pakuję wszystko w palety. Moje ulubione to palety MACowe, pozbawione plastikowych separatorów w środku. Nie zauważyłam, żeby cokolwiek przez to ucierpiało, a ja nie muszę otwierać miliona palet na raz. Informacje na temat depotowania produktów można znaleźć na youtube w ilościach zatrważających ;) Wbrew pozorom proces ten nie jest trudny, a widok palet po zapełnieniu - bezcenny. Szczególnie w przypadku tych, o których dzisiaj - chodzi o pomadki. Niebieski Inglot siedzi już grzecznie w palecie, razem z innymi.
Metoda jest bardzo prosta. Najpierw trzeba zakupić puste 'pany', inaczej: wypraski. 

 Następnie odciąć część pomadki do zdezynfekowanego wcześniej i wytartego do sucha 'pana'. Tu ostrożnie - lepiej nałożyć na początek odrobinę pomadki, żeby po roztopieniu nie przelała się nad górną krawędzią wprost na źródło ciepła. Po lewej zdjęcie, w rolach głównych: MUFE Rouge Artist Natural Folk, Inglot 291, Chanel Rouge Coco Sari Dore, Rimmel 400 Lights out i MACowa Plum Brights (dzięki Kasia :*)- niestety niektóre 'pany' były wypełnione za bardzo. W moim przypadku była to prostownica. Pomadkę w foremce zsuwamy na nagrzaną płytkę prostownicy, czekamy aż produkt się roztopi, następnie zsuwamy 'pana' za pomocą czegoś, co nie grzeje się za szybko i nie będzie się topić od kontaktu z prostownicą. Najwygodniej ustawić płytkę na równi z blatem stołu lub czymś, na co zsuniemy 'pana' bez rozlewania zawartości. Trzeba uważać, żeby nasza zabawa nie spowodowała uszkodzenia czegoś, co jest nam potrzebne lub co lubimy. Zdarzają się wypadki, nawet wprawionej ręce ;) lepiej wtedy nie mieć przy sobie dokumentów...Natomiast efekt jest całkiem ładny, szczególnie po wytarciu wszystkich zacieków, przyklejeniu nalepek z nazwami i ewentualnymi magnesami. Ja nie zawsze je przyklejam, troszkę się telepią w paletach, ale nie przeszkadza mi to specjalnie... :)



Dobrze jest sprawdzić, czy powierzchnia pomadki nie wystaje nad krawędź wypraski, jeśli tak się dzieje, najlepiej zetrzeć trochę produktu z powierzchni. Wtedy nie będzie nam się brudzić paleta.
Przepraszam za jakość ostatniego zdjęcia, zmieniło się światło i niestety nie byłam w stanie pomóc sobie czymś innym. Ale chyba wiadomo, o co chodzi ;)

czwartek, 13 września 2012

Inspiring... Anna Sui SS 2013 NYFW


 
Pat McGrath była główną makijażystką na pokazie Anny Sui na tegorocznym Fashion Week. Graficznie i kolorowo, bardzo w stylu Pat ;) jak wrażenia?

źródło:style.com







środa, 12 września 2012

Trendy

Jeszcze nie zdążyłam ogarnąć wszystkich nowych kolekcji makijażowych na jesień/zimę 2012-13, a już trzeba szykować się na wiosnę przyszłego roku :) Fashion Week w Nowym Jorku trwa od 6-13 września, a już można przebierać wśród nowości. Najbogatszym źródłem wydaje się być Twitter, na którym roi się od przecudnych zdjęć (no dobrze, zdjęcia są różne, ale zawartość...)
Ta paletka jest podobno jednym z najmodniejszych akcesoriów na wiosnę przyszłego roku, wykorzystywano ją na wielu pokazach, na których pracowali makijażyści MACa. Wygląda ciekawie?


Bezpośredni odnośnik do obrazka
Angel Sanchez
Tory Burch

wtorek, 11 września 2012

Waliza makijażowa :)

Mój zestaw makijażowy mieści się w jednej torbie. Kupiłam ją ledwo kilka miesięcy przed tym, jak pojawiła się w Polsce za połowę zapłaconej przeze mnie kwoty (nic nowego...). Jednak nie żałuję ani złotówki na nią wydanej. Mowa o Zuce:



 Jest ona dostępna w Inglocie, nie znam dokładnej ceny, wydaje mi się, że jest to ok. 500-600 zł.
Moja przyleciała do mnie z http://www.londonbelleltd.co.uk/, model to ZUCA Pro. W środku są cztery duże (i jedna mniejsza), zapinane na zamek "kosmetyczki". Oprócz tego mnóstwo zamków, przegródek, kieszeni zapinanych na zamek, itp. Ja mieszczę do środka wszystko (popakowane w palety i mniejsze opakowania), chociaż wydaje mi się, że makijażyści posiadający większą ilość produktów, mogą mieć problem z zapakowaniem się. Niezbędne jest dokładne rozplanowanie przestrzeni w środku, ale nie jest to nic trudnego. Największą zaletą tej torby jest stelaż. Stalowa konstrukcja jest mocna (można na niej swobodnie usiąść), zabezpiecza wszystko w środku (moja torba z zawartością przeżyła wiele wypadków - przewracanie w samochodzie, autobusach, itp.), i jest lżejsza od standardowej obudowy kufrów. Niestety po zapakowaniu torba nie jest super lekka, ale chyba żadna nie jest ;) Teleskopowa rączka i kółka dają komfort jazdy po równym podłożu, ale zauważyłam też, że amortyzują trochę wstrząsy przy jeździe po standardowym polskim chodniku. Niestety wypakowana torba nie jest zbyt stabilna - czasem przewraca się na boki podczas jazdy.
Jest jeszcze jeden drobiazg w sprawie stelaża. Rączka do noszenia torby jest bardzo dobrze wyprofilowana, wygodna w użytku. Jednak okolice uchwytu nie zostały wygładzone - można zaciąć się ostrymi krawędziami płyty siedziska zarówno przy rączce, jak nad drzwiczkami, oraz w okrągłych wycięciach przy kołach.
źródło: strona M&S
Najłatwiejszy sposób obsługi to wyciągnąć wszystko i rozłożyć, żeby widzieć wszystkie produkty, ale da się też wyciągać konkretną "kosmetyczkę" w ramach postępu makijażu (przetestowane :P). Moje są poukładane tematycznie: podkłady+bazy, pudry+róże/rozświetlacze, produkty do ust, cienie i ostatnia - rzęsy/brwi/akcesoria. Do tego mam jeszcze kosmetyczkę z Marks&Spencer na akcesoria higieniczne (płatki, patyczki, chusteczki, itp.) - największa ze zdjęcia po lewej, w najmniejszej trzymam mały żel do włosów, wsuwki i klamry, średnia trzyma w ryzach wszystkie kredki do oczu w "kosmetyczce" z produktami do oczu. Produkty pielęgnacyjne trzymam w drzwiczkach, razem ze stalową szpatułką, płynem do dezynfekcji pędzli i fixerem z Sephory (częściej używam Kryolana) oraz grzebieniem. Do tego dochodzi pas na pędzle (z Inglota - a podobno go nie lubię :D) z zawartością i mogę jechać.
Następnym zakupem z rodziny ZUCA będzie jakiś pokrowiec (teraz mam czarny).
(zdjęcia: zuca.com)
Small ImageSmall Image

środa, 5 września 2012

Bits & Pieces...

Niespecjalnie lubię Inglota. Myślę, że dość dużo osób po prostu jest uprzedzonych do marki, z którą się poniekąd dorastało ;) Nie pomagały temu pogłoski o zmianach formuł (np. lakierów do paznokci), historie o wszechogarniających alergiach, itp. Czasem pojawiałam się w sklepie po parę rzęs czy klej DUO, jednak po bliskich spotkaniach z nową kolekcją pomadek chyba będę pojawiać się tam częściej...Powiew świeżości! Bryza od oceanu? :D

źródło: internet
 Muszę się do czegoś przyznać. Jestem "mieszaczem". Przy jakimkolwiek makijażu nie jestem sobą, jeśli nie zmieszam ze sobą dwóch pomadek, cieni, pigmentów... dlatego niebieska pomadka jest spełnieniem marzeń - nie dość, że będę mogła stworzyć sobie swój własny fiolet, to błękitne usta nie będą już suche od za dużej ilości pigmentu :) Mój wybór padł na szczęśliwy numer 291:



Pomadka jest bardzo kremowa, lekko perłowa, ma dość intensywny zapach. Opakowanie zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie, jest całkiem solidne, proste. 
Może dzięki rozpowszechnieniu się marki na świecie Inglot stanie się nie tylko marką promującą makijaż wearable, ale też coś w stylu Illamaski? Usta Alex Box są inspirujące:
Alex Box, dyrektor kreatywna Illamasqua
źródło: internet